Od jakiegoś czasu bardzo modny stał się minimalizm. Z nim pojawiły się różne polskojęzyczne (np. szafa kapsułowa) albo angielskie (np. decluttering) określenia. I fajnie, bo nadmiar ubrań czy ogólnie rzeczy nie jest dobry. Od dawna wiadomo wszak, że im więcej masz w szafie tym częściej nie wiesz co na siebie włożyć.
Szafa kapsułowa czyli posiadanie ubrań, które można ze sobą dowolnie łączyć i w ten sposób tworzyć wiele stylizacji nie kupując kolejnych ubrań to żadna nowość. Nowa jest sama nazwa. Mnie już od dziecka mama uczyła, że jak mam coś kupować to dobrze, aby pasowało to tego co już mam. I tu już w zasadzie mogłabym zamknąć temat ale….

Mnie jako dziecka nie uczono jakie barwy do mnie pasują – nie było jeszcze takiej wiedzy dostępnej dla szarego człowieka. I tu szafa kapsułowa teoretycznie przewyższa zestawy ubrań z trudnych (może nie dla tych co mieli świetne krawcowe) czasów PRL. Można zbudować naprawdę ciekawą garderobę opierając się na doborze kolorów i fasonów jakie nam pasują.
Pozostaje temat sukienek na specjalne okazje… nie uwierzę, że szafa kapsułowa obskoczy imprezy rodzinne, Sylwestry itd Jaka recepta na to? Regularna wymiana poprzez popularne aplikacje czy portale sprzedaży. Wszelkie cekinowe i błyszczące kreacje w sezonie znajdują chętnych, a to zawsze eco podejście – sprzedajesz starą, kupujesz inną od kogoś.
Przyznam szczerze, że dla kobiet noszących jak jak przez większość czasu w roku sukienki/spódnice, szafa kapsułowa to taki dyrdymał. Zwłaszcza gdy oglądam w sieci propozycje to większość jest ze spodniami, nawet dresami, a to takich przecież można ubrać byle co.
Sukienki są mega proste w komponowaniu z innymi ubraniami – można je ubrać do bluzy, swetra, płaszcza czy żakietu. Do trampek, kozaków, sandałów czy kaloszy. Bo sukienka to kwintesencja kobiecości i nie rozumiem dlaczego tak wiele kobiet przed nimi się wzbrania.
W Nowym Roku 2024 życzę abyście były bardziej kobiece – NOŚCIE SUKIENKI 🙂