Obiecanka


Znamy się już kilka tygodni. Dwa dokładnie. A szczegółowo dwa tygodnie i trzy dni. Poznaliśmy się w poczekalni u lekarza. Obydwoje ledwo mówiliśmy, a jednak udało nam się przez całą godzinę czekania pogadać i nawet umówić na kawę. Krzysztof to wysoki facet, sięga prawie do nieba. Do mojego nieba już na pewno! Mam metr pięćdziesiąt trzy w kapeluszu. Rożni nas wiele, a z wyglądu także i tusza. On szczupły, ale nie chudy, a ja taka okrąglejsza.

Umawiamy się w jednym miejscu. Przy głównej drodze naszego miasteczka  Lubi mnie zaskakiwać i nigdy nie wiem czy podjedzie swoim małym, starym ale przytulnym garbusem, czy przyjdzie pieszo.

Objął mnie z tyłu, nachylił się, pocałował na powitanie. Dziś bez auta.

– Zabieram cię w miejsce groźne, ale chyba tylko dla facetów. Zgaduj!

– Jak tak patrzę na ciebie to myślę, że to musi być coś strasznego!- mówię – A faceci nie znoszą bólu… więc…

– No i tu mnie masz. Mam termin u dentysty. Wiem, to mało romantyczne…

– Żartujesz chyba? To bardzo romantyczne! Będę trzymać cię za rękę. Poczujesz się bezpiecznie, a gdy już wszystko złe minie, opadniesz w moje ramiona i poczujesz się cudownie.

– Powinienem częściej zabierać cię w różne dziwne miejsca.

– A to termin planowany dłużej?

– W zasadzie nie, ale mam coś tam zaległego. Sama wiesz, chcę być atrakcyjniejszy… dla ciebie…

No i jak tu nie zabujać się po same uszy?

Objął mnie silnym ramieniem i poszliśmy. W poczekalni było kilka osób. Przycupnęłam koło dziewczynki z ręką w gipsie i plastrem na czole, a Krzyś poszedł się zameldować, że już jest.

– A co ci się stało? – zapytałam małej.

– Miałam zdezenie z krawęznikiem a ze jechałam na roweze… sama pani widzi – wysepleniła mi dziewczynka bez przedniej jedynki i dwójki. Miała około dziewięciu lat.

– Oj. Ból. A gdzie mama?- spytałam.

– W łazience. Przysliśmy tu, bo mama mówi, ze na świecie są rozni faceci.

– O tak, potwierdzam to!

– No i jak chcę wyjść kiedykolwiek za mąz, to zwięksę swoje sanse, mając wsystkie zęby.

– Z pewnością, ale wiesz, wygląd to nie wszystko.

– No podobno.

– Jesteś nad wiek mądra – zaśmiałam się. Pokazałam jej moją bliznę poprzeczną na łydce.

– O jakie fatalne miejsce na bliznę! – wykrzyknęła mała i wtedy Krzyś się przysiadł na miejscu od drugiej strony dziewczynki, jedynym wolnym.

– O czym plotkujecie? – zapytał.

– O zyciu, prosę pana. Na psykład o małzeństwie, facetach i takich tam.

– Ojej. No i jakieś wnioski?

– No, miałam zapytać czy pani ma męza, pomimo tego…defektu… i czuje się kompetentna w wypowiadaniu tez, ze wygląd to nie wsystko i nawet taką sepleniącą i bezzebną jak ja ktoś poślubi?

– Pani nie ma męża – w moim imieniu zaczął się wypowiadać Krzysztof.- Ale jest ktoś, kto myśli o niej poważnie – powiedział cicho, ledwo słyszalnie.

– A moze mi pan coś obiecać? – rezolutnie zapytała mała, także ściszając głos.

– Myślę, że tak.

– Niech pan się dobze zachowa. Prosę obiecać! Bo ciocia Irenka była zaręcona i Antek ją zostawił. Mama mówi, że tak się nie robi. Ona jest w ciązy, a on jej juz nie chce. Co za swiat! Obieca mi pan? – szeptali sobie dalej.

– Obiecuję – powiedział Krzyś, całkiem szczerze,  a ja poczułam się tak źle. Jakbym to sama miała zaraz wchodzić do gabinetu. Ogarnął mnie strach. Powinnam mu była powiedzieć. Jak długo będę zwlekać? Jak długo będę odkładać rozmowę, która jest nieunikniona?

Krzyś zniknął za drzwiami gabinetu. A ja zostałam na krześle w poczekalni. Mała poszła zaraz do drugiego pomieszczenia, więc rozmowa o zamążpójściu została ucięta. Uff! Myślałam długo, jak kilka słów, które mam zamiar jemu powiedzieć, wpłynie na naszą znajomość. Takiego mężczyzny nie było mi dane dotąd znać w moim trzydziestoletnim życiu. Opiekuńczy, ale i bardzo męski. Zabawny, ale potrafiący patrzeć trzeźwo na życie. Z dobrą pracą, samodzielny i… chyba się zakochałam.

Wzięłam do ręki magazyn, takie gówno plotkarskie, dla zabicia czasu. Okładka krzyczy „ZOSTAWIŁ JĄ DLA GOSPOSI”, to może coś w środku będzie ciekawszego? „ROZESZLI SIĘ PO 30-STU LATACH MAŁŻENSTWA”. Odłożyłam ten kolorowy magazyn. Bo wcale kolorowy nie był. Barwne było teraz moje życie, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że zaraz może wrócić do odcieni zwykłych, bardziej stonowanych, barw codzienności. A tak chciałam dalej w tym blasku, tych nieziemskich kolorach się kąpać… z Krzysztofem!

Wyszedł z gabinetu ze śmieszną miną, jak to po znieczuleniu miejscowym.

– Wiesz, nie zabiorę cie na kawę ani lody. Godzina postu.

– To naprawdę straszne. Ale jakoś damy radę.

– Chodźmy na spacer.

Poszliśmy do parku. Pogoda była ładna. Zakochani, jak to na wiosnę zwykle, powychodzili z domów i pozajmowali większość dostępnych ławek. To po tym można poznać, że już wiosna. Nie po aurze ale po ilości obściskujących się młodych ludzi, na każdej wolnej ławce. 

– No i jak, schodzi ci już to znieczulenie?

– Tak. Chyba lepiej.

Teraz powinnam zacząć. Ale jak? Nie chcę, żeby się to skończyło.

– Krzysiu, coś ci muszę powiedzieć.

– Tak?

– Nie wiesz wszystkiego o mnie. Postanowiłam trochę wykorzystać tę małą dziewczynkę z poczekalni… obiecałeś jej coś…

– Brzmi to bardzo tajemniczo. Masz jakiś sekret? Masz męża i troje dzieci, a i spore długi? – żartem zapytał.

– Nie do końca – serio odpowiedziałam.

Zatrzymał się. Patrzył na mnie.

– Mów.

– W szkole średniej miałam chłopaka. Byliśmy jak ci na ławkach, zakochani bez granic. Zaszłam w ciążę. Powiedział, że chce tego dziecka…ale w siódmym miesiącu ciąży zdradził mnie na jednej imprezie. I zostałam sama z moim synem. Dziś syn ma jedenaście lat. Artur na imię i jest cudownym dzieckiem. W wychowaniu pomagają mi cały czas rodzice – rozpłakałam się. Ryczałam jak bóbr. Tak nie chciałam, żeby się skończyło. Ale Krzyś objął mnie i tulił w ramionach. Chciałam w jego objęciach zostać na zawsze już. Jednak ta chwila musiała zmienić swój bieg.

– Basiu – zaczął, gdy już odkleiliśmy się od siebie. – Powinienem mieć ci za złe, że mi nie powiedziałaś od razu. I pewnie troszkę mam. To dla mnie nowe doświadczenie. I….

– Rozumiem. Zanim jednak zdecydujesz co dalej, daj sobie czas.

– Ale na co? Na to, czy chcę być z tobą? Odpowiedzi na to pytanie mogę udzielić wyrwany ze snu w nocy! Kocham cię, słyszysz?!

– Krzysiu – teraz to już ryczałam ze szczęścia. – Kochany mój. Nie zostawisz mnie?

– Przecież obiecałem – uśmiechnął się i pocałował, a mnie się kolana ugięły. Czułam fajerwerki radości!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *